W sobotę 4 czerwca mieliśmy okazję bawić się aż na dwóch eventach. W południe zebraliśmy się, żeby wziąć udział w corocznym WWFM, a wieczorem relaksowaliśmy się na Ognisku w (prawie) Centrum Warszawy. Jak było? Poniżej znajdziecie relację z wydarzeń.
XIII WWFM Warszawa – Leci samolot, leci!
WWFM to coroczne wydarzenie, w czasie którego tysiące geocacherów zbiera się w setkach różnych miejsc w tym samym czasie, żeby odegrać Flash Mob. Na pomysł wykorzystania Flash Mobu do promocji geocachingu wpadli Sonny i Sandy z podcastu Podcacher, nadając eventowi nazwę WWFM czyli World Wide Flash Mob. Od tego momentu odbyło się już ponad 3 tys.eventów w 52 różnych krajach, które w szczytowym momencie zgromadziły 25 tys. osób.
Pamiątkowy geocoin na WWFM XIII, źródło: coinsandpins.com
Większość eventów pod szyldem WWFM ma swój motyw przewodni. W zeszłym roku w Warszawie była to walka na poduszki. W tym roku były to papierowe samolociki. Vasili1945 zgromadził nas w idealnie pasującym do tego miejscu – na Kopie Cwila.
Zdjęcie grupowe to nieodłączny element WWFM!
Zaczęliśmy od zrobienia zdjęcia grupowego, a potem oddaliśmy się beztroskiej zabawie. Duża grupa małych i całkiem dużych dzieci zajmowała się puszczaniem na wiatr papierowych konstrukcji. Wiele szybko kończyło swój lot, ale niektórym udało się szybować daleko, wywołując okrzyki radości.
Samolociki były wszędzie. Oczywiście na koniec zrobiliśmy szybkie CITO
Udany lot!
Vasili1945 rzucał dzielnie
Do kolejnego eventu wciąż było jeszcze kilka godzin. Część osób rozeszła się do domów, a część ruszył na łowy, starając się zebrać jak najwięcej skrzynek.
Płonie ognisko… w Centrum Warszawy
Wieczorem Kalwas1987 zaprosił nas na ognisko. Okolice Wału Miedzeszyńskiego między mostem Siekierkowskim a Łazienkowskim nie nazwałabym centrum Warszawy, ale jak widać poczucie odległości bywa różne 😉
Rozpalone ognisko czekało na nas tuż nad Wisłą. Ulewa po drugiej stronie rzeki, manifestacja obrońców demokracji, kesze gromadzone do ostatniej chwili – to wszystko nie sprzyjało punktualności, ale nie mogło nas zatrzymać! Gromadzący się stopniowo keszerzy od razu przechodzili do rzeczy, więc nad ogniem cały czas skwierczały kiełbaski. Po chwili do towarzystwa dołączył też grill, na który co chwila ktoś wrzucał kawałek mięsa.
Loża kiełbasko-żerców
Ogień dogasa, ale nasze rozmowy jeszcze nie!
Na grillu królowały wynalazki
Rozmowy, jedzenie i piwo – tym rzeczom nie było końca. To było idealne zakończenie dnia.