Ostatnie dni lutego obfitowały w eventy, więc w dzisiejszym poście znajdzie się relacja aż z dwóch spotkań – sobotniego „Dozwolone od lat 18” oraz poniedziałkowego „Z czasów Juliusza Cezara„. Zacznijmy chronologicznie – od soboty.
18 lat kończy się tylko raz i trzeba to koniecznie uczcić! Czemu nie eventem? W sobotę na taki właśnie osiemnastkowy event zaprosił nas Domi.nick , który był solenizantem i gwiazdą wieczoru.
Spotkanie odbyło się w kręgielni na warszawskich Włochach. Przy wynajętych torach tłoczył się prawdziwy tłum keszerów. Niektórzy zajmowali się przewracaniem kręgli, a inni zatopili się w rozmowach.
Urodziny to też prezenty. Od Geocaching Warszawa Domi.nick dostał kubek z nadrukowanymi pieczątkami i autografami członków grupy.
Na uczestników czekał też piękny tort z wizerunkiem tramwaju – to jedna z pasji solenizanta (o czym nie raz przekonaliśmy się, szukając jego keszy w pobliżu zajezdni lub rozwiązując transportowe zagadki). Na pamiątkę dostaliśmy też drewniaczki o podobnej tematyce.
Kolejną atrakcją wieczoru były koszulki naszej grupy, które zamówiliśmy jakiś czas temu. Na następnych eventach będzie nas można łatwo rozpoznać, bo każdy ma na koszulce wyhaftowane nasze logo i nicka, a na ramieniu kod śledzący. Wielkie podziękowania dla Euzebiusza28, który był inicjatorem i mózgiem operacji.
Podsumowując, solenizantowi podziękowania za event i jeszcze raz gromkie sto lat!
Poniedziałek również był wyczekiwany od dawna. W końcu 29.02 trafia się tylko raz na 4 lata. To była świetna okazja na uzupełnienie sobie daty w keszingowym kalendarzu i na zdobycie nowych souvenirów.
W Warszawie tej okazji skorzystało mnóstwo osób. Do tej pory attended zalogowało już ponad 50 osób! Pub Bolek na Polach Mokotowskich pękał w szwach. Miło było zobaczyć stałych eventowych bywalców, ale też osoby, których od dawna nie wiedzieliśmy, jak i te które przyszły na event po raz pierwszy. Mam nadzieję, że zobaczymy Was ponownie już niedługo.
Tu również na przybyłych czekały okolicznościowe drewniaki. Jak widać nasze kolekcje puchną z każdym kolejnym eventem.
Po długich rozmowach przy piwie postanowiliśmy ruszyć na kesze. W końcu dzięki eventowi można było zdobyć jednego z souvenirów, ale druga pamiątka wymagała znalezienia innego typu skrzynki. Naszym głównym celem była owiana złą sławą Ambasada Izraela. Ten multi-kesz nie jednego wpędził już w kłopoty, bo choć pod samym budynkiem wystarczy tylko spisać numerki z tabliczek, to nawet to wzbudza niepokój u ochroniarzy. Nasza wielka grupa również nie uszła ich uwadze. Pod bacznym okiem odzianych na czarno panów, udawaliśmy wycieczkę, podziwiającą okoliczne budynki. Potem wpis i… kolejne kesze. Grupa powoli topniała, a my odwiedzaliśmy kolejne skrzynki. Trzeba przyznać, że poeventowe keszowanie jest zawsze owocne. W końcu co dwie głowy to nie jedna, a kiedy tych głów jest kilkanaście, to żadna skrzynka nam nie straszna.