12.03.2017 w poszukiwaniu wiosny i keszy grupa warszawskich poszukiwaczy skarbów ruszyła na podbój kolejnego rejonu.
Wspólne ustalenia wskazały na Teresin, Sochaczew i Łowicz. Ze względu na różne miejsca zamieszkania uczestników grupa podzieliła się na dwie podgrupy, i tak:
ja czyli mayka1977, lone_74, wolak i McHigh z córcią rozpoczęliśmy swoją pierwszą podróż w tym roku. Ze względu na ilość wskazanych na mapie keszy w założeniu była to wyprawa po pierwszy tysiąc, mój i Lonka.
Zaczęło się całkiem pozytywnie, kilka keszy warszawskich, takich po drodze, każdy na miejscu, każdy elegancki 🙂
Jednakże nie Warszawa była dzisiejszym celem. Zgodnie ze wspólnym planem ruszyliśmy na podbój Teresina (po drodze nachodząc jeszcze jeden z MOP-ów i kościółek na rozdrożu). Tu, pomimo mszy w bazylice i tłumie wiernych, bez problemu udało nam się namierzyć pojemnik, a oprócz tego obejrzeć pojazdy strażackie z minionych epok :))
Kolejne kesze Teresina również padły naszym łupem bez najmniejszych problemów. Grupa zdecydowanie wyróżniła skrzynkę w lesie. 9 drOP Teresin, zawierającą duużo gadżetów i schowaną w spokojnym, malowniczym miejscu, nad stawikiem czy też jeziorkiem.
Pełni nadziei ruszyliśmy na Sochaczew. Tu liczyliśmy na spacer i kilka-kilkanaście skrzyneczek… Pierwszą planowaną skrzyneczką był Stadion Orkan, niestety to właśnie ta skrzynka rozpoczęła naszą drogę po DNF-ach… Każdy kolejny punkt aż po Zamek (bądź jego ruiny) był niedostępny. Pocieszeniem było przejście po wyjątkowo malowniczych ruinach zamku. Niestety ani księżniczek, ani kesza nie było, jedynie widok na spokojnie płynąca Bzurę. Z tego też punktu ruszyliśmy dalej, już na dwa samochody, licząc że wspólnie uda nam się znaleźć choć 1 keszyk. I udało się… Tak naprawdę zamknęliśmy Sochaczew łowiąc dwie skrzyneczki… Przykre jest to, że na żadnej z nich nie było informacji o brakach w terenie.
Jadąc w stronę Łowicza znaleźliśmy się jeszcze w pobliżu serii stacji kolejowych, niestety również nieaktywnych. Przynajmniej rozbawiła nas nazwa miejscowości Kęszyn :)))
Statystyki dnia podratowała ziemia łódzka, gdzie Ekipa „Grande” postawiła pobuszować, poznając serię bitw nad Bzurą. I tu każdy kesz był na miejscu, każdy w wyjątkowych i niepowtarzalnych okolicznościach przyrody.
Dzień kończyliśmy Łowiczem, pięknym i kolorowym miastem. Niestety byliśmy tam późno, więc pewnie nie do końca doceniliśmy jego piękno. Hmm, biorąc pod uwagę, iż i tu zaliczyliśmy kilka wpadek, pewnie kiedyś wrócimy za dnia.
W drodze powrotnej podjechaliśmy jeszcze do Arkadii, gdzie nie robiąc zakupów znaleźliśmy skrzyneczkę przed parkiem oraz kilka kilometrów dalej ostatnią w Nieborowie.
Podsumowując, spędziliśmy super radosny dzień w atmosferze ogólnego śmiechu i radości, choć każdy liczył na inne statystyki. Przykrym jest fakt, iż właściciele kończą swoją działalność na założeniu skrytki, nie sprawdzając co dzieje się z nią dalej, dzięki czemu mapa Sochaczewa jest jak statek widmo.
tekst: Mayka1977
zdjęcia: Wolak