Jaki Nowy Rok, taki cały rok

Zazwyczaj Sylwestra spędzam gdzieś na wsi, na obozie sportowym z moimi psami. Ale w tym roku znalazłam się w Warszawie, więc gdy ru.beus zaprosił na sylwestrowe keszowanie, szybko zdecydowałam, że na ten rok – to jest to.
Moje psy nie panikują, słysząc sylwestrową strzelaninę, ale mimo wszystko, zostawiając je same, musiałam je zabezpieczyć. Zostały bezpiecznie w łazience, gdzie imprezowały z Radiem Zet, a ja udałam się na Centralną, by złapać SKMkę do Legionowa. Na peronie spotkałam organizatora wyprawy i już razem pojechaliśmy do stacji Legionowo-Piaski, gdzie czekali na nas grrrusza i Phantom2004 z synem, obie zmotoryzowane. Tak więc po pierwsze kesze pojechaliśmy samochodami. Jednak po znalezieniu trzeciego czy czwartego kesza, samochody zostawiliśmy i dalej ruszyliśmy już spacerkiem.
Legionowo sylwestrową nocą zachwyca. Oto piękny kościół, blisko którego znajduje się jeden ze znalezionych keszy. Tam został też jeden z samochodów.
 
 
Ru.beus chciał, by północ zastała nas przy keszu. Jednak planowany na ten cel kesz okazał się dnfem! Na ratunek przyszła Phantom2004, której samochód stał nieopodal, i która szybciorem przetransportowała nas do innego kesza, przy parku pełnym ludzi. Podjeżdżając zastanawialiśmy się, jak w tak licznym towarzystwie uda nam się tego kesza podjąć, jednak okazało się, że wszyscy byli zajęci albo odpalaniem fajerwerków, albo ich oglądaniem i na jedną dodatkową grupkę nikt nie zwracał uwagi.
Miejsce ukrycia tego noworocznego kesza oczywiste, wytypowane natychmiast i sam kesz dotknięty o 23:58, jednak ru.beus nie pozwolił go wyciągnąć aż do północy. Tak więc nowy rok 2017 powitałam z ręką w… dziupli, trzymając kesza, podczas gdy drugą ręką próbowałam pstrykać zdjęcia. Było to naprawdę idealne miejsce na keszerskie powitanie nowego roku!
 
 
Potem podążyliśmy dalej spacerkiem przez Legionowo, prowadzeni przez lokalnego przewodnika Phantom2004, która co prawda wszystkie poszukiwane przez nas skrzynki miała już zalogowane (bądź wręcz była ich autorką), ale której entuzjazm dla legionowskiej historii, folkloru i ciekawostek nie zna granic.  Ze znalezionych skrzynek  należy szczególnie wyróżnić jej Willę Bratki, za którą przyznaliśmy grupowego fava.  Niestety, z powodu odbywającej się imprezy sylwestrowej, podjęcie jej letterboxa musieliśmy zostawić na następny raz.
 
 
Wszystko co dobre musi się skończyć i tak też było z naszym spacerem. Po 4 godzinach, przejściu ok. 11 kilometrów i podjęciu 14 keszy, dzięki uprzejmości grrruszy, Phantom2004 została odwieziona do swojego auta, a ru.beus i ja – do stacji warszawskiego metra, skąd już mieliśmy łatwą drogę do domów.
Zabawa była przednia i oby tytułowe powiedzenie sprawdziło się nie tylko dla naszej gromadki, ale i dla Was również!
 
haniagaj